Uwielbiam takie dni, wieczory, chwile i momenty. Ciepłe popołudnie aksamitnie przechodzące w wieczór. Przyjemny, nie upalny dzień, po zachodzie słońca oddaje rozgrzaną aurę… Jeszcze przed chwilą coś się tutaj działo, ktoś bardzo się spieszył choć nie chciał, ktoś czekał, a inny się spóźnił. Teraz rozgrzane mury pulsują, zapachy mieszają się i nęcą, a ja spracuję i chłonę.
M. z braku okazji zaprosił mnie na letni spacer. Pospiesznie przeszliśmy Głogowską, skręciliśmy w Niegolewskich, jeszcze metrów chwila i dotarliśmy do City Parku. Cichutko, spokojnie, kawiarnie i restauracje zapraszające otwartymi drzwiami, gwar zadowolonych gości i zapachy… Pieczone steki, chłodne sushi, słodko – wytrawne skandynawskie przysmaki, cieniutka pizza… Mieszają się i zaczepiają, ciągną, każdy w swoją stronę…
Nie chcieliśmy siadać, to miał być tylko spacer.
Nie dało rady. Na początek przystanek w Cucinie. Orzeźwiające, soczyste, wyważenie słodkie lemoniady. Niezobowiązujące zamówienie, ale przyjemność pełna. Po prostu siedzieliśmy, obserwowaliśmy ludzi i sączyliśmy ciekłe smakołyki. Oczywiście na zewnątrz. Letni taras w restauracji to idealna rozwiązanie.
Mieliśmy jeszcze skoczyć do delikatesów i prosto do domu, ale przeszliśmy za blisko „Larsów”. Przy stoliku, na zewnątrz kilku znajomych, nie można się nie przywitać. Od słowa do słowa i M. poczuł imperatyw konsumpcji. Zamówiliśmy na szybko „Larsa przy barze”. W efekcie zajadaliśmy się daktylami w boczku, pyszną wołowiną, serami… Przekąskowa wariacja!
Oto nasz spacer. Miało być szybko, prosto i przyjemnie. Było długo, wyrafinowanie i rewelacyjnie!
foto. Cucina, Lars, Lars & Lars